Nocna kolejka do obozu w Opatowacu. Fot. Jakub Wojas
Nocna kolejka do obozu w Opatowacu. Fot. Jakub Wojas
Jakub Wojas Jakub Wojas
4861
BLOG

Kryzys uchodźczy od środka. Relacja z obozu dla uchodźców/imigrantów w Chorwacji

Jakub Wojas Jakub Wojas Polityka Obserwuj notkę 22

Dla jednych panujący obecnie w Europie tzw. „kryzys uchodźczy' to nic innego jak fala „muzułmańskiego ekstremizmu”, „barbarzyńców”, którzy są „zagrożeniem epidemiologicznym”. Dla innych to ludzie uciekający przed wojną, którym należy się daleko idąca pomoc, w szczególności w obliczu co najmniej niechętnej postawy pierwszych państw UE do których trafiają. Właśnie w jednym z takich państw – Chorwacji – byłem woluntariuszem w największym tutaj obozie dla uchodźców/imigrantów w Opatowacu. To co jednak zobaczyłem nie pasowało do żadnego z tych obrazków.

Tu nie ma Allaha

Obóz w Opatowacu nad Dunajem znajduje się pod auspicjami Chorwackiego Czerwonego Krzyża i usytuowany jest jakieś 15 km od miejscowości Bapska na granicy z Serbią, z której codziennie przybywa do niego czasem nawet kilka tysięcy nowych uchodźców/imigrantów. No właśnie, rozróżnienie między „imigrantem” a „uchodźcą”, który ucieka przed wojną jest skrajnie trudne. Syryjczyków w grupie przybyszów bez wątpienia nie brakuje, ale wydaje się, że więcej jest Kurdów. Występują też, choć rzadko, osoby skośnookie i czarnoskóre. Większość przybyszów nie zna angielskiego i nie posiada dokumentów. Często też z różnych przyczyn nie mówią prawdy. W takich warunkach zatem trudno cokolwiek ustalić na pewno.

Największa ilości ludzi przybywa do obozu nocą. Rzekomo w ten sposób chcą uniknąć wścibskich kamer i dziennikarzy. Obraz ciągnących się czasem wiele kilometrów tłumów budzi naturalne współczucie. Po długiej, pieszej podróży przybysze są wycieńczeni, mają zniszczone buty oraz ubrania. Padają ze zmęczenia na ziemię nawet tuż przed obozem.

Nie modlą się. Ani razu nie byłem świadkiem, żeby ktokolwiek z uchodźców/imigrantów kiedykolwiek się modlił. Ba, żeby chociaż raz wezwał imię Allaha. Sprawiają oni wrażenie jakby religijność w ogóle dla nich nie istniała. Cel podróży? Niemcy. Reszta to tylko wyjścia awaryjne. Jednak obraz naszego zachodniego sąsiada jaki noszą oni ze sobą jest na tyle wyidealizowany, że przy nawet najmniejszym zderzeniu z szarą rzeczywistością rozczarowanie może być duże.

Agresja? Jaka agresja?

W mediach pojawiają się często informacje na temat rzekomej agresywności tych ludzi. Wśród takiej masy przypadki postaw odbiegających od normy występują, jednakże trzeba zaznaczyć, że jest to wyraźny margines. Zdecydowana większość przybyszów stosuje się bez żadnych „ale” do poleceń policji czy pracowników obozu. Są uprzejmi i starają się nie stwarzać żadnych problemów.

Momenty napięcia, jeżeli już mają miejsce to zdarzają się przy wejściu do obozu i to właśnie te obrazki najczęściej trafiają do mediów. Obóz ma ograniczoną przepustowość. Przez 24 h na dobę przybywa do niego nowa grupa ludzi i jednocześnie inna odjeżdża autobusami w stronę granicy ze Słowenią. Nieograniczane wpuszczenia wszystkich przybywających od razu do obozu spowodowałoby totalny chaos, dlatego uchodźcy/imigranci są zmuszeni czekać na wejście. Gdy taka okazja się pojawia tłum napiera i wtedy może dojść do przepychanek. Jednak w zdecydowanej większości takich przypadków słowne upomnienia policji wystarczają, aby napierających uspokoić.

Osoby, które w czasie mojego pobytu przybywały do Opatowaca to, co potwierdzają również statystyki, głównie mężczyźni, jednak kobiety i dzieci też stanowiły niemały odsetek. Nie brakuje także osób z różnym rodzajem niepełnosprawności czy przewlekłymi chorobami typu cukrzyca. Wówczas są oni zazwyczaj wychwytywani przez wolontariuszy i mają pierwszeństwo w dostaniu się do obozu. Sporo ludzi w tej wędrówce idzie również całymi rodzinami, często bardzo licznymi (ok. 20 osób). Takie podgrupy starają się trzymać cały czas razem, a oddzielenie się na dłuższą chwilę choćby jednej osoby powoduje, że wpadają w panikę, lecz też nie taką, która wywoływałaby agresję wobec pracowników obozu czy policji.

Panujemy nad sytuacją. Na razie

Imigranci/uchodźcy przechodzący przez Chorwację dostają dziś na tyle wystarczającą i dobrą opiekę, że trudno, wbrew niektórym opinią, mówić o jakiejkolwiek katastrofie humanitarnej w tym kraju. Szczególne słowa uznania należą się chorwackiej policji. Każda kolumna przybyszów idąca od granicy z Serbią jest obstawiona przez kilku policjantów. Policjanci pilnują też wejścia do obozu i regulują ilość wchodzących do wewnątrz jak i wyjeżdżający z niego w stronę granicy z Słowenią. Jeszcze do niedawna imigranci/uchodźcy przybywali do obozu pieszo, z wyjątkiem podwożonych przez wolontariuszy i policję kobiet oraz dzieci. Od tygodnia standardem się stało, że wszyscy przybysze są podwożeni od granicy do obozu autobusami. Od momentu wyjścia z autobusu są oni zaopatrywani w jedzenie i wodę. Po wejściu w obręb obozu są ustawiani w kolejkę do tzw. „rejestracji”. Nie jest ona jednak tym czego domagałaby się słynna Konwencja Dublińska. Przybysze w większości nie mają dokumentów, co powoduje że weryfikacja ich słów jest niemożliwa. Ponadto Chorwacja jest tylko przystankiem i tym samym rejestracja staje się pustą formalnością.

Z punktu rejestracji uchodźcy/imigranci są kierowani do pierwszej strefy obozu, gdzie dostają opiekę lekarską i jedzenie. Następnie przy pomocy policji są tworzone grupy, które przechodzą do następnej strefy skąd będą wychodzić do autobusów. Tam prócz opieki lekarskiej czy żywności rozdawanej przez Caritas przybysze otrzymują w razie potrzeby także ubrania.

Bytność takiego przybysza w obozie najczęściej nie trwa dłużej niż 24 h, a czasami nawet mniej niż 5 h. Niekiedy jednak zmuszeni są oni spędzić noc na terenie obozu i tu pojawia się jeden problem. W takich bowiem wypadkach zdarza się, że jest więcej ludzi niż miejsc do spania. Uchodźcy/imigranci śpią wówczas gdzie tylko się da, głównie na kartonach.

O ile wysoko należy ocenić organizacje obozu jak i pracę policji to duże zastrzeżenia budzi działalność grup „dzikich’, głównie lewicowych, które rozbiły swoje namioty niedaleko obozu, lecz poza jego auspicjami. Wszystko jest w porządku jeżeli współpracują one z Czerwonym Krzyżem i pomagają mu w wypełnianiu jego działań. Kłopoty zaczynają się, gdy próbują wykonywać własne inicjatywy, nieskonsultowane z policją bądź trafiające do znikomego procenta potrzebujących. Oczywiście, ludzie ci działają z potrzeby serca i jak najlepszych intencji, lecz niekiedy ich aktywność przynosi więcej szkody niż pożytku wzbudzając jedynie irytację służb porządkowych.

Obraz uchodźcy/imigranta jaki zostaje po odwiedzeniu takiego miejsca jak obóz w Opatowacu to postać zmęczonego człowieka, w podniszczonym ubraniu, zlaicyzowanego, który chcę jak najszybciej osiągnąć swój wymarzony cel podróży, ale jest miły, spokojny i nie chce stwarzać problemów. Rzeczą, która może budzi przerażenie to ciągle niesłabnąca, gigantyczna ilość przybywających ludzi. Każdego dnia przez obóz przewija się nawet kilka tysięcy osób, które potem wysłane są do Słowenii.

Chorwacja jak na razie dosyć dobrze sobie z tym wszystkim radzi, choć przypomina to bardziej przerzucanie gorącego kartofla niż próba zmierzenia się z problemem na stałe. Fala uchodźców/imigrantów nie słabnie. Zagrzeb chcę jak najkrócej trzymać przybyszów na swoim terytorium. Słowienia jednak nie jest w stanie przyjmować coraz to rosnącej liczby ludzi. Jeżeli sprawny system przerzucenia przybyszów załamienie się z powodu oporu Lublany to Chorwaja będzie musiała podjąć nowe działania, aby przeciwdziałać zdecydowanie poważnejszemu kryzysowi niż teraz. Tylko, że na razie nikt nie ma pomysłu, co wówczas należałoby robić. 

Zobacz galerię zdjęć:

Ostatnia strefa obozu - stąd uchodźcy/imigranci są kierowani do autobusów. Fot. Jakub Wojas
Ostatnia strefa obozu - stąd uchodźcy/imigranci są kierowani do autobusów. Fot. Jakub Wojas Namioty przeznaczone dla uchodźców/imigrantów. Fot. Jakub Wojas Obóz w Opatowacu. Fot. Jakub Wojas
Jakub Wojas
O mnie Jakub Wojas

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka