Jakub Wojas Jakub Wojas
1970
BLOG

Jak wiele Lwowa we Wrocławiu?

Jakub Wojas Jakub Wojas Rozmaitości Obserwuj notkę 2

W ramach programu Europejskiej Stolicy Kultury, kwiecień we Wrocławiu nabrał charakteru iście ukraińskiego, a dokładniej lwowskiego. To właśnie Lwów był bohaterem miesiąca. Co łączy te dwa miasta?

Lwów w wersji mini

W jednej z kamienic przy wrocławskim rynku na wystawie Ukrajins’kyj Zriz (Ukraiński Przekrój) można poznać ukraińską sztukę współczesną. Kawałek dalej na Przejściu Gancarskim zaimprowizowano zaś całą „uliczkę lwowską”. Codziennie rozbrzmiewa tam ukraińska muzyka, działa pracownia rzemieślnicza, można kupić lwowskie specjały, a wieczorem przyjść do pobliskiej klubokawiarni na spotkanie z ukraińskim bądź polskim autorem piszącym o Ukrainie. W kinie Nowe Horyzonty kilka razy w tygodniu wyświetlane są filmy twórców ukraińskich zarówno te z czasów sowieckich, jak i nowsze produkcje.

Ogromne wrażenie robi Panorama Plastyczna Dawnego Lwowa prezentowana w Hali Stulecia. Jest to dzieło architekta Janusza Witwickiego – rodowitego lwowiaka, wykładowcy tamtejszej Politechniki, który zginął w swoim ukochanym mieście w 1946 r. Na makietę składa się ponad 300 miniaturowych doskonale oddanych budynków dawnego Lwowa. Znajdziemy tu dobrze znane mieszkańcom i turystom obiekty: Ratusz z Rynkiem, Klasztor Dominikanów czy Katedrę Łacińską oraz te już nieistniejące: Niski Zamek i fortyfikacje wokół miasta, a wszystko to można zwiedzić wirtualnie.

Zgodnie z wolą twórcy, Panorama jest prezentowana przy różnym natężeniu światła, co ma imitować pory dnia, a specjalna kamerka umożliwia dokładne przyjrzenie się miniaturkom kamienic na Rynku. Dodatkowo na ścianie pomieszczenia wyświetlane są dzieje miasta rozpoczynające się polsko-ruską rywalizacją o Grody Czerwińskie, a kończące wygnaniem polskich mieszkańców Lwowa po II wojnie światowej. Szkoda tylko, że niepokazywana jest dalsza część tej historii, kiedy to dzieje Wrocławia i Lwowa splotły się w sposób niezwykły.

Gdzie się podział polski Lwów?

Pan z Wrocławia? Bo ja też ze Lwowa – ta popularna powojenna anegdota mylnie utwierdzała mieszkańców innych części Polski o lwowskim pochodzeniu nowych wrocławian. Rzeczywistość była inna. Dawni lwowiacy w skali całego miasta stanowili jedynie kilka procent. Przesiedleńcy z tego miasta wybierali często inne miejsca m.in. Gliwice, Bytom czy Kraków. Z kolei we Wrocławiu nawet odsetek byłych mieszkańców całych tzw. Kresów Wschodnich był stosunkowo niewielki. W 1948 r. aż 73 proc. ludności stolicy Dolnego Śląska pochodziło z centralnej Polski, a kresowiacy stanowili raptem ok. 25 proc. Jednak wśród nich było wielu przedstawicieli lwowskiej elity i to oni zaczęli nadawać temu miastu nowy ton.

Dawni lwowiacy w odróżnieniu od innych mieszkańców powojennego Wrocławia trzymali się razem. Ułatwiał to fakt, że w przeciwieństwie do reszty nowych Wrocławian wywodzili się z dużego miasta i wiedzieli jak ono powinno funkcjonować. Szczególnie było to widoczne w środowisku tramwajarskim, zdominowanym przez lwowiaków – dzięki motorniczym Wrocławianie mieli szansę zapoznać z lwowską gwarą tzw. bałakiem.

Równie liczą grupą była profesura. Wrocławskie uczelnie w znacznej mierze budowała kadra profesorska Uniwersytetu Jana Kazimierza i Politechniki Lwowskiej. Znamiennym jest, że po wojnie struktura Uniwersytetu Wrocławskiego była wzorowana właśnie na UJK, a na jego czele stanął były rektor lwowskiej uczelni Stanisław Kulczyński.

Wrocław stał się nowym domem m.in. Hugo Steinhausa, współtwórcy lwowskiej, a później również wrocławskiej szkoły matematycznej. Podobnie było na innych kierunkach – Wydział Prawa zasilił wybitny znawca prawa administracyjnego Franciszek Longchamps de Bérier, a pierwszym dziekanem Wydziału Mechaniczno-Elektrycznego Politechniki Wrocławskiej był Kazimierz Idaszewski – znany już przed wojną specjalista w zakresie budowy maszyn i elektrochemii.

Przedstawiciele dawnej lwowskiej elity od razu zaczęli zabiegi mające na celu sprowadzenie do stolicy Dolnego Śląska cennych dóbr kultury, do tej pory związanych ze Lwowem. W ten sposób Wrocław stał się też nową siedzibą Zakładu Naukowego im. Ossolińskich. Dzięki temu przynajmniej część bogatych, niezwykle cennych dla polskiej nauki i kultury zbiorów tej dawnej lwowskiej instytucji znalazła się w tym mieście.

Ze Lwowa przeniesiono także część dzieł eksponowanych we Lwowskiej Galerii Sztuki na czele z Panoramą Racławicką, która od 1985 r. jest jedną z głównych atrakcji miasta. Z kolei stałe miejsce spotkań na wrocławskim Rynku znajduje się przy pomniku Aleksandra hrabiego Fredry, który jest dziełem profesora Politechniki Lwowskiej Leonarda Marconiego z 1879 r. We Lwowie stał na ulicy Fredry (dziś w tym miejscu jest pomnik Michajła Hruszewskiego). W 1956 r. znalazł się we Wrocławiu i był pierwszym polskim monumentem w tym mieście.

W takim entourage’u już w wolnej Polsce nastąpił wysyp „lwowskich” restauracji, knajp, ulic, placów czy tablic pamiątkowych. Dzięki lwowskiej elicie, początkowo kompletnie obce, niemal doszczętnie zniszczone przez wojnę miasto stawało się coraz bardziej „nasze”.

Lwowska tożsamość Wrocławia została uzupełniona o zaakceptowaną przez mieszkańców przedwojenną, niemiecką spuściznę. Dziś miasto czerpie już bogato z obydwu tradycji. Dobrym przykładem jest Uniwersytet Wrocławski, który nawiązuje zarówno do dziedzictwa miejscowej uczelni, jak i lwowskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza.

Wrocławsko-lwowskie zespolenie jest widoczne także w sferze literatury. Doskonale obrazuje to twórczość wrocławskiego pisarza Marka Krajewskiego. Początkowo jego powieści toczyły się w przedwojennym Breslau. Potem akcja częściowo przeniosła się do Lwowa, gdzie jego bohater Eberhard Mock współpracuje ze swoim lwowskim alter ego Edwardem Popielskim. W końcu sam Popielski po zmianach granic w 1945 r. staje się wrocławianinem i tu rozwiązuje kolejne kryminalne zagadki.

Twierdza Solidarność i Twierdza Euromajdan

Związki między Lwowem a Wrocławiem nie kończą się jednak tylko na Lwowiakach budujących powojenny Wrocław. W obydwu miastach zaszły bowiem bardzo podobne procesy. Po II wojnie światowej nastąpiła w nich niemal całkowita wymiana mieszkańców. Co prawda dla Ukraińców Lwów już wcześniej był ważnym miejscem dla ich poczucia tożsamości, jednakże przewaga polskiej ludności czy raczej polskiej kultury powodowała, że nawet ukraińscy działacze jak Jewhen Olesnycky w 1878 r. przyznawali, że Lwów jawi się jako miasto „prawie czysto polskie”. Po 1945 r. ten charakter miasta znikł, a Lwów stał się później bodaj najsilniejszym ośrodkiem niepodległościowym i zarazem proeuropejskim na Ukrainie.

Dobrze było to widoczne w czasie niedawnej Rewolucji Godności. Lwów był najsilniej reprezentowanym miastem na kijowskim Majdanie, a w samej stolicy zachodniej Ukrainy poparcie dla Euromajdanu wyrażali niemal wszyscy – od studentów zaczynając na funkcjonariuszach milicji kończąc. W obliczu późniejszej wojny z Rosją ta ukraińskość Lwowa stała się inspiracją dla reszty kraju. To tu przyjeżdżali Ukraińcy z innych regionów, by tę Ukrainę naprawdę poczuć.

Podobną rolę do Lwowa pełnił w Polsce w latach 80. zeszłego wieku Wrocław. „Twierdza Solidarność” – jak zwykło się mówić w tamtym okresie o tym mieście, które było jednym z najbardziej antykomunistycznych ośrodków. To tu powstała Solidarność Walcząca, Pomarańczowa Alternatywa, miały miejsce jedne z największych demonstracji w stanie wojennym, a także tak brawurowe akcje jak ta będąca tematem filmu Waldemara Krzystka „80 milionów”. W III RP zaś po tragicznej powodzi z 1997 r. Wrocławiowi udało się podnieść i stać się tym razem wzorem rozwoju dla innych miast.

Lwów i Wrocław przeszły podobną drogę, jednak poważnym zgrzytem we współpracy obydwu miast jest kwestia zbiorów Ossolineum. Instytucja ta nadal nie może odzyskać ze Lwowa większości swoich przedwojennych zbiorów. Jeszcze w czasach sowieckich przyjęto zasadę nieoddawania tych dzieł, które mają jakikolwiek związek z ziemiami za liną Curzona. Dlatego ciągle niemożliwe jest sprowadzenie do Wrocławia chociażby bogatego zbioru prasy polskiej, rękopisów z czasów I Rzeczypospolitej czy obrazów z Muzeum Książąt Lubomirskich.

Nie umniejsza to jednak temu, że więzy współczesnego Lwowa i Wrocławia coraz bardziej się zacieśniają. Sprzyjają temu wspólne doświadczenia. Po 1945 r. obydwa miasta dla nowych mieszkańców stanowiły jedynie odległe, historyczne symbole będące długo pod obcym wpływem. To właśnie dzięki ich wysiłkowi, miasta te tak silnie wpisały się w historię swoich krajów, tworząc ich integralną i nierozerwalną część. I dziś trudno już sobie wyobrazić Wrocław poza Polską i Lwów poza Ukrainą.

 

Artykuł ukazał się wcześniej na portalu eastbook.eu

Jakub Wojas
O mnie Jakub Wojas

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości